i był komin...
Mieliśmy na budowie mały wypadek, który skłonił mnie do refleksji.... i na szczęście, że wszystko się dobrze skończyło, skończyło się tylko na strachu.... ale od początku... zwiedzaliśmy nasze pięterko i nagle się odwróciłam i zobaczyłam jak nasz synek wdrapuje się na komin i komin cały się przechyla i leci..... serce podeszło mi do gardła... Michasiek na szczęście odskoczył i zaczął płakać i krzyczeć .. ja za wszystko zapłacę mam pieniądze z kopmunii.... synu tu nie chodzi o pieniądze za nic nie musisz płacić, ale przecież ten komin móg Ci spaść na głowę i Ci krzywdę zrobić.... dobrze że nic się nie stało... ale dało mi to do myślenia, że chyba ostatnio w domu za dużo się mówi o pieniądzach a to trzeba za coś zapłacić a to chodzimy za kredytem na solary a to szukamy po necie cen różnych artykułów a człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy, że dzieci to wszystko słyszą i przeżywają.... teraz to się już śmiejemy z reakcji naszego wszędobylskiego synka... ale komin wyglada tak...
a jeszcze po wszystkim wysłałam smska do naszych murarzy, że mieliśmy mały wypadek na budowie.....za chwilę pan oddzwania i się pyta... "który komin się zawalił... a ja się pytam a skąd pan wie.. o On pyta : a kto się oparł o komin.... a żeby oparł.... mamy dziecko które wszedzie wejdzie... ale co tam nie minęła godzina a Michaś już pytał czy moze wejść na górę........ pozdarwiam niedzielinie i uciekam uzupełnić koszty bo się porozliczałam z hurtownią :))))