wytyczenie...
Tyle się ostatnio dzieje, że narobiłam sobie zaległości w pisaniu a więc zacznę od poprzedniej niedzieli. Po kolejnym sobotnim deszczu w niedzielę pięknie zaświeciło słoneczko, a więc postanowiliśmy wraz z młodszą ratoroślą a własciwie młodszym :) wybrac się na działkę na rowerkach. Zanim tam dojechałam to krzyczałam, że mnie wszystko boli a najwięcej jedna część ciała bo jakies niewygodne siodełko mam a 10 kilometrów jednak zrobiłam, ale wszystko wynagrodził mi widok tego co zastałam na działce..... nasz Pan geodeta jak widział, że dziura wykopana nawet do nas nie zadzwonił a wszystko wytyczył i naprawdę bardzo się spisał a na pewno kosztowało Go to trochę roboty.... a oto widoczek, który zastaliśmy....
Naprawdę kolejny fajny widoczek... i jak cieszy....
a tutaj prawie cały dom....
Wszystko pięknie poopisywane :)
a później chcieliśmy coś zrobić ... no nie jakieś tam wielkie prace, wiemy, że w niedzielę nie wolno... ale, że działka nie ogrodzona chcieliśmy wbić tabliczkę ostrzegawczą.... i jak tylko mój ślubny, wbijał
to kilka domów dalej wyszedł sąsiad i zaglądał kto to się tak tłucze w niedzielę..... chyba troszkę podpadliśmy..... a póżniej Beatka okleiła swoją tablicę....
i zawiesiła ją na garażu... przynajmniej tego nie było słychać :)))))
Wszystko na ten dzień zaplanowane zostało wykonane, został tylko powrót do domu.... w połowie drogi zamieniłam się rowerem z mężusiem a On był twardy cały czas mówił, że z moim rowerem jest wszystko ok :))))))) Pozdrawiam czytających :)))))